Ta chwila napięcia kiedy wpatruję się w maleńki kawałek plastiku w oczekiwaniu na pozytywny wynik wciąż pozostaje nieokiełznana. Tak jak moje myśli krążące wokół drugiego (właściwie czwartego) dziecka.
Minęły dwa lata od kiedy dojrzałam do tej decyzji.
Myślałam, że nigdy nie pokonam tego strachu, który opanował mnie całą. Głośno zarzekałam się "nigdy więcej nie skażę się na te cierpienia"...i na nic to wszystko. Choćbym krzyczała z całych sił, by zagłuszyć te myśli-nie wygram tej walki.
A dziś znów te okrutne rozczarowanie, przeklęta jedna kreska. Już nie pytam dlaczego, już nie wmawiam samej sobie "następnym razem się uda". Z pokorą choć również z bólem serca przyjmuję wynik testu.
Nie rozmawiam o tym z nikim, nie chcę i nie potrafię. Jedynie mąż jest mym powiernikiem. On wie...On również marzy choć po cichu by nie zranić mnie bardziej.
Trzecia ciąża była traumą, której skutki odczuwałam jeszcze przez bardzo długi czas. Ciągła walka o kolejny tydzień, który był na wagę złota. Te wszystkie dni, tygodnie, miesiące spędzone w szpitalu.
Tak bardzo pragnęłam, tak bardzo uwierzyłam, że nic nie było mnie wtedy w stanie powstrzymać.
A czwarty raz?
Czwarty raz pozostaje w moich marzeniach, w mej wyobraźni, której oddaję się za każdym razem kiedy widzę negatywny wynik.
Podobno nadzieja umiera ostatnia? Kolejna wizyta u lekarza już za dwa tygodnie...
Przytulam... Bardzo mocno...i cichutko. A nadzieja - ona podobno nie umiera nigdy.
OdpowiedzUsuńSą takie chwile kiedy nic ani nikt nie jest w stanie odebrać mi wiary ale jestem tylko człowiekiem i miewam chwile zwątpienia, wówczas muszę wykrzyczeć swoją złość. Pozdrawiam.
UsuńKażde wpatrywanie się w plastikową płytkę i widok jednej kreski jest jak umieranie...Niby nic, niby liczyłaś się że ciązy może nie być ale stanięcie oko w oko z niebieskim pojedycznym paskiem jest jak strata dziecka...kolejna strata. Pewnie pilnujesz siebie i znasz siebie doskonale ale mi test ciążowy wyszedł dopiero przy trzeciej i czwartej ciąży..W dwóch poprzednich był negatywny (jeden w 6 tc i drugi w 4tc)-więc zawsze jest ta nadzieja, bieganie do laboratirium na hcg itd itp.
OdpowiedzUsuńEris-ja wierzę razem z Tobą i razem z Tobą mam nadzieję-nadzieję z uśmiechem w samym jej słowie, nadzieję z wiarą i radością. Będzie dobrze :)Póki co-ściskam.
Bardzo trafnie to ujęłaś...za każdym razem na widok jednej kreski umiera część mnie, moja wiara w spełnienie. Potem wstaję i idę dalej...gdzieś na końcu drogi czeka na nas nasze szczęście. Całusy.
UsuńDo tej pory tylko raz zobaczyłam dwie kreski, które tylko nimi pozostały i są jedyną pamiątką po Adasiu...
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno :*
Adaś istniał i tego nikt Wam nie odbierze...ściskam mocno.
UsuńCzasami trzeba pozbyc sie emocji tylko wytrwale dazyc do celu,wiem to nie jest latwe ale mozliwe czego Wam zycze:))Pedro
OdpowiedzUsuńPotrafimy dążyć do celu...dowodem na to jest nasz synuś ;) Miło Cię gościć Pedro...
OdpowiedzUsuńI niech ta nadzieja nigdy nie umiera. Musimy wierzyć Eris, być silne. Musi nam sie udać.
OdpowiedzUsuńWierzę...niekiedy mocniej innym razem mniej, ale wierzę póki starczy mi sił.
UsuńDroga Eris. Trafiłam do Ciebie przez przypadek. Nie mam za wiele czasu na czytanie, komentowanie, ale u Ciebie przystanęłam. Doskonale Ciebie rozumie. Dlaczego rozumie? Walczyłam dziewięć lat o zajście w ciąże. W tamtych latach przez moment czułam się jak królik doświadczalny. Nie udało mi się. Ale mam syna. Adopcja była jedną z najlepszych moich decyzji życiowych. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuń