poniedziałek, 11 czerwca 2012

Remontowo.

Gdybym miała opisać nasze życie w naszym domu, byłyby to dwa słowa ODWIECZNY REMONT. Od 5 lat nie robimy nic jak każdego lata coś remontujemy. Mieszkanie jest spore i chwilami mam wrażenie, że zabraknie nam życia by ukończyć wszystko. Niestety finanse nie pozwalają na jeden generalny remont, zatem każdego lata żmudną pracą odnawiamy nasze lokum. W tym roku padło na przedpokój. To chyba najgorsza z dotychczasowych renowacji. Bałagan zniosłabym bez narzekania ale kurz, który jest dosłownie wszędzie wyprowadza mnie z równowagi.
Pozbyłam się niepotrzebnych szaf i nagle okazało się, że mamy ogromny przedpokój. Nie ma to jak mój minimalizm, pozbywam się wszystkiego co zbędne ;)
Najbliższe 4 tygodnie (Boże uchroń by nie było ich więcej) będą koszmarem. Ale oczami wyobraźni widzę efekty końcowe i moja kobieca próżność wygrywa :)
W zacisznym kąciku, obok sypialni mąż obiecał (sam z siebie) wygospodarować mi miejsce na moją osobistą toaletkę wraz ze światełkami niczym u gwiazdy filmowej ;) Wszystko to ma być zrobione jego własnymi rękami-uwierzę jak zobaczę.
Zatem grzecznie czekam, mam nadzieję że na obietnicach się nie skończy, wszak wielkimi krokami zbliża się kolejna rocznica naszego ślubu.

Żyjemy sobie powolutku, raz jest lepiej a raz gorzej. Chwilami dopada mnie totalna rezygnacja, innym razem emanuję optymizmem. Za kilka dni urodziny ślubnego, za kilka kolejnych wspomniana rocznica. Małe plany, chęci zaskoczenia małżonka...uda się? Obiecałam sobie, że w tym roku będzie inaczej-uroczyściej. Może to pozwoli nam docenić każdy kolejny rok razem.
Ten remont ma swój mały plus. Mianowicie nie muszę sprzątać bo i tak nie ma to najmniejszego sensu. Skupiam się na obiedzie i na tym kończy się moja rola, reszta w rękach męża. Ja ląduję (dopiero od dziś) w sypialni i lenię się bezkarnie za wszystkie czasy. Nadrabiam...

Kolejna choroba już za nami, oboje z małym padliśmy ofiarą anginy. Czekam na wakacje, na wolne od szkoły i tym samym od chorób. Potrzebuję tego, oboje potrzebujemy bo nasze organizmy zaczynają się buntować. Mój z chronicznego zmęczenia od czuwania nad chorym dzieckiem, małego od odwiecznych porcji leków.

Rozgadałam się coś, ale to dobrze. Wolę siebie w wersji gaduły niż milczka :)

2 komentarze:

  1. Jak miło, jak wpadasz :) My w tym roku pokój maluchów robimy - mam perfidny plan wynieść się z dziećmi na łono babci i zostawić męża samego ;) Chociaż nie wiem, czy to zniosę - bo jak to? tak bez mojej inspekcji? bez kontroli jakości??? Chyba jednak zostanę....

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie bez inspekcji to nie da rady, oj nie :) Dziękuję...mnie też jest miło :)

    OdpowiedzUsuń